niedziela, 30 stycznia 2011

Męski wieczór cz1.

PUK PUK - ktoś zapukał i w tym samym momencie pies zaczął wariować.
 - BRUTUS ZAMKNIJ SIĘ! - woła Franek, ciężko wstając z kanapy - Zamkniesz się?! Siad i cicho. 
W judaszu widać Sebe i Wojtka. 
 - No nareszcie przyszliście - przywitał ich poddenerwowany otwierając drzwi - Macie pojęcie że mamy czas do ok 20?? 
 - Nie, nie mamy. Nasze stare wcale razem nie poszły - odparł sarkastycznie Wojtek 
 - Spokojnie Franek, zakupy, kawa, kino i coś tam z paznokciami - pedukir, madukir czy inne gówno; wiec liczę że zejdzie im do 22 - powiedział uśmiechnięty Seba kładąc browce pod ławą.
 - Pedukir , hahaha - ryknął Wojtek - sam się tak powinieneś nazywać 
 - To niby jak się to nazywa?!
 - Te koguty, skończcie ten pedalski temat - zawołał Franek kładąc chipsy - co za różnica gdzie poszły, na co i jak to się tam zwie? Mamy parę godzin aby spędzić ten wieczór bez starych więc powiedzcie jaki film puszczamy? 
 - Stare dobre kino, puszczaj Van Dam'a - zawołali wspólnie Seba i Wojtek 
 - Nie wnikam co was łączy skoro razem myślicie... 
Franek zaczął podłańczać laptop do telewizora, a Seba i Wojtek rozsiedli się wygodnie. 
- Te Franek jak ty swojej starej tak długo celujesz jak tą wtyczką to nie dziwię się że twoja jest wiecznie marudna - ryknął Wojtek
 - Następnym razem to ciebie poślemy na miasto a twoja pozna co potrafi męszczyzna - za wtórował Seba
 - Co wy chcecie pokazywać, wasze powiedziały że od teraz rozróżniają czkawkę od orgazmu - odpowiedział Franek nie pozostając dłużnym - dobra mam, oglądamy.

         Przez kolejne 3 godziny komentowali jak to powinna potoczyć się akcja alby było logiczniej i efektywniej. W tym czasie dupska zdrętwiały, chipsy się dawno skończyły a ostatnie łyczki piwa dopili w połowie 2 filmu.  

 - Wiecie, zgłodniałem - pożalił sie Seba 
 - Gośka coś gadała że zrobiła na jutro gołąbki wiec bez obaw z głodu nie umrzemy 
     Wybiegli do kuchni rycząc AJA i wymachując nogami na wszystkie strony, niczym małe dzieci w podstawówce. 
 - TE Wojtek co ty odwalasz przed moją lodówką? - zawołał Franek  - patrz go Seba stoi i drapie sobie jajca, te jeszcze mendy przeskoczą na jedzenie.
 - No właśnie szykuje kolacje po studencku
 - Co?
 - Otwieram lodówkę, drapie się po jajcach i zamykam lodówkę - parsknął Wojtek - to ty nic tutaj nie masz.
 - Gośka pochowała żebym nie zjadł wszystkiego, ja jej pokaże - odgrażał się Franek
 - Taaa pokażesz chyba podkulony ogon - ryknął Seba
 - Wiem jedziemy po pizze, tu niedaleko podobno dobrą robią - zaproponował Wojtek
 - Już ci całkiem na rozum padło, po piwach?! 
 - Franek miałeś alkomat może któryś ma szansę z nas jechać? - pow. Wojtek
 - Dobra sprawdźcie czy mamy dość kasy ja już szykuje maszynę - pow Franek wychodząc z pokoju 
Po chwili
 - Te książęta ruszcie dupę do pokoju, wszystko przygotowane a wy jakoś nie kwapicie się dmuchać - woła Franek 
 - Wojtek i to niby nas oskarżał o gejostwo? 
 - Już biegniemy Francku aby co nie co dmuchnąć - zawołał w biegu Wojtek
 - Nie pajacuj Wojtek tylko trzymaj i dmuchaj, bo nie mamy czasu.
 - Oj oj już dmucham ale w tą dziurkę? 
 - Zaraz ja cię dmuchnę 
 - 0,7 odpadasz. Seba dmuchaj.
 - Ale tak od razu? Wstydziłbyś się 
 - Banda niedorozwojów... 
 - 0,4 mega niedorozwoju 
 - dobra ja też dmuch... Sprawdzę ilość promili 
 - Ejjj miałeś dokończyć - zawołał Seba
 - 0,5 wiec padło na ciebie Seba. Jedziemy moją gablotą.
Seba i Wojtek szybko się zarzucili kurtki na siebie buty założyli w biegu, a Franek łaził z pokoju do pokoju. 
 - Co on tak łazi jakby srać mu się chciało? 
 - Może szuka tego - odparł Wojtek machając kluczykami i podbiegając do auta. 
Rozsiedli się wygodnie puszczając radio i obserwując sylwetkę Franka pokazującą sie co rusz w innym oknie. 
 - Dzwonimy do niego?? 
 - Dobra, dzwoń Seba, jeszcze mu żyłka pęknie.
biiib....biiiib...biiib 
- Słuchajcie stara gdziś musiała schować kluczyki bo nigdzie ich nie ma - wołał do telefonu zdyszany Franek 
- A dokumenty masz? - spytał Seba
- Taaa dokumenty mam ale kluczyków nigdzie nie ma 
- Dobra jak masz dokumenty to schodź bo odpaliliśmy już na krótko 
- Wy niedorobione łyse pały, ja tu szukam a wy macie kluczyki 
- Rozłączył sie 
- Powiedz mi lepiej kiedy te kluczyki gwizdłeś??
- Jak ty dmuchałeś, leżały na komodzie obok nas. 
- O patrz leci nasz Dzik
- Jeszcze jeden taki numer a wpierdole obydwu. Stresować mnie bedziecie - wołał od razu gdy tylko ulokował się na tylnej kanapie. 
- Fajnie wyglądałeś, szukałeś niczym dzik - powiedział seba wycofując autem
- Doigrasz się, lepiej patrz jak jedziesz. 
- widzicie coś bo szyby strasznie zaparowane?? 
- powili za nami płot
- Jaki płot??
Poczuli uderzenie i wiedzieli że na niego już wjechał
- JAKI PŁOT? JAKI PŁOT?! TEN KURWA PŁOT! - ryczał Franek wyskakując z auta - jedziemy imbecylu na szczęście mam hak. 
- Jutro robimy ściepę i kupujemy ci najgrubsze okulary jakie mają, żeby kurwa płota nie widzieć?? ciągnął dalej Franek
- "Jaki płot??" - śmiał się do rozpuchu Wojtek - "Jaki płot??" 
- Co jedziemy w ogóle zjeść pizza mi się tak szczerze przejadła - zmienił szybko temat Seba
- Mi tez, może Mega burgery z Olivi?? 
- Wszystko mi jedno tylko niech ten Stępień patrzy gdzie jedzie - fuknął Franek 
Atmosfera się po chwili rozluźniła, dali wiec muze na full i śpiewali hity Disko Polo, do momentu...
- Ej gdzie się to skręcało?? - zawołał seba
- za jakieś 100 metrów - odp Wojtek
- Jazda na maxa no i drift. 
Psik opon, chłopy przyklejeni na zakręcie do siebie niczym śledzie w puszcze, wszyscy ryczą wesoło aaaaaaa nagle DUP DUP
- Co się stało?! 
- Coś rozjechaliśmy! 
- KURWA PRZECIEŻ TAM NIKOGO NIE BYŁO! - ryczy Seba
Powoli, niepewnie otwierają drzwi i wychodzą, szukając ciała, krwi, flaków... najgorszego, ale tu pusto. Stają obok siebie i rozglądają.
- może uciekł? - spytał się niepewnie Wojtek
- no tak ktoś rozjechany przodem i tyłem auta tak sobie wstał i pobiegł na kolacje?! - wołał franek
- tak tylko spytałem, te tam jest mała podłużna wysepka...
- Ty tępo pało, ty skurwysynie, Stępniu ślepy - wrzeszczał Franek goniąc przerażonego Sebę - niech ja cię tylko dorwę, tak nastraszyć, jeśli coś bedzie z moim autkiem to ugotuje cię w oleju i podam psom na pożarcie, a z tego co wysrają ulepie bałwana i wysadzę w powietrze... 
Po paru minutach Franek wrócił zdyszany i oparł się o auto.
- fllao...ljfalj;... 
- odetchnij bo nic nie rozumie, jak wy bawiliście się w berka pochodziłem i sprawdziłem czy aby na pewno tą wysepką przejechaliśmy i nigdzie nic nie widziałem wiec looz. Daruj mu przecież nic się nie stało - uspokajał Wojtek
- Dobra... Dobra.... ale... jeszcze.... sie.... odpłacę.... - sapał dalej 
- SEBA!! CHODŹ FRANEK SIE USPOKOIŁ, no Seba nie bede cię szukał. - wołał Wojtek
Wtem spod tira zauważyć szło jakichś ruch, a po chwili niepewne ruchy Seby.
- No chodź, przeszło już nerwusowi - przekonywał Wojtek
- Ciekaw jestem... jakbyśmy... jechali twoim autem... co byś robił Wojtek... - wysapał Franek
Seba zanim podszedł do auta obszedł go dwa razy czy aby to nie była podpucha, potem wsunął niepewnie głowę i spojrzał niepewnie na Franka, a ten obrażony sapał odwrócony w szybę.
- Wsiadaj jedziemy bo nie zjemy dziś
Gdy Seba ostrożnie zaczął wsiadać Franek rycząc rzucił się na niego, biedy Seba, wywinął orła z zaplątaną nogą pod kierownicą rycząc jak przerażone prosie, a Wojtek i Franek widząc to ryczeli ze śmiechu.
- Dobra teraz jesteśmy po części kwita - odparł Franek pomagając sie pozbierać Sebie. 
Powsiadali Franek i Wojtek uśmiechnięci od ucha do ucha a Seba niepewnie i zaczęli dalej ruszać. 
- Te zdaje mi się czy auto znosi na lewą stronę?? - zawołał niepewnie Franek
- tak jakby - odparł zastanawiając sie Wojtek
- zapłacę za naprawę, zapłacę - wołał przerażony Seba
- jutro go sprawdzimy i naprawimy jak bedzie trzeba u ciebie Franek - zaczął uspokajać Wojtek 
- J u t r o - wysyczał Franek - Jutro naprawimy moje ukochane autko i sie policzymy a teraz zjedzmy w końcu... 

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Wymiana siłowników tylnej klapy

Yyyyyeeeeeee - Franek ziewnął przeciągając się - ale jazda :) już 11 a ja się wyleguje w łóżku...
- Misiek wstawaj - pierw słychać głos żony z kuchni, a teraz kroki. Franek w mgnieniu oka przyjął pozycję najgłębszego snu jaki się tylko dało, dla realizmu zaczął się nawet ślinić, adrenalina rośnie, kroki coraz bliżej, już słychać w pokoju, ludzie ona jest koło łóżka!!! szybko bańka z śliny - PYK.
- Mmm, Misio dalej tak smacznie śpika - słyszy delikatny szept, czuje ciepły oddech na uchu i szyi, delikatny pocałunek, drugi, trzeci, mmm języczek
- OJ OJ będzie co :) - woła radośnie w myślach i czuje jak twardnieje... jej ręka wędruje po brzuchu w duł, otwiera oczy chcąc ją wciągnąć pod kołdrę....
- O widzę że się obudziłeś, to dobrze bo już 11- powiedziała radosnym tonem
- Ale..... no ej to jest... jest... SZCZYT CHAMSTWA!!!
- Ojej, widzisz jak łezka mi leci?? - mówi to z udawanym płaczem - Jak jak będziesz grzeczny to może...
- Jasne, jasne - powiedział wstając nabuzowany - po za tym dziś idę robić z autem - "bo nie mam zamiaru sprzątać czy coś" to już dopowiedział w myślach.
- Piękniś, powiedziałeś że dziś poodkurzasz i pozmywasz, o śmieciach nie wspomnę - Gośka woła znowu z kuchni.
- Wczoraj nasłuchałem się marudzeń że części nakupiłem a teraz leżą od miesiąca - woła ubierając buty -  to idę i coś naprawie, po za tym za takie coś co mi zrobiłaś - ścisza ton - nie mam zamiaru nic sprzątać... - fuknął pod nosem
- Co bo nie słyszę??
- Nic nic już wychodzę.

   W garażu Franek niczym komandos przedziera się do auta między starymi meblami, kosiarką, porozrzucanymi narzędziami i innymi gratami. Wsiada ciężko do auta niczym zmęczony robotnik po 12 godzinach pracy. Puszcza radio w którym leci "in my secret life" Leonard'a Cohen'a (w moim sekretnym życiu),
- taaaa tu to raczej nie zejdzie do takiego burdelu - pociesza się w myślach - to pół godzinki dla zdrowia i się chwytam roboty.
   Otwiera oczy, patrzy na zegarek na kokpicie a tu już prawie 13:30
- Dobra, chwytamy się - mówi dziarsko wysiadając z auta, rozgląda po częściach poupychanych na półkach naprzeciw auta - ale czego?? - dyskutuje sam z sobą drapiąc się po głowie.
- Oo- nagle zauważył siłowniki z tylnej klapy kombiaka - je się szybko i lekko wymieni, to pójdę "wymęczony" na górę zjeść obiad, a nic mi nie powie bo jak to kobieta nie zna się na mechanice :) - ja powiedział tak się chwycił.
Pociągnął za manetkę, klapa odskoczyła, poszedł po siłowniki, otworzył klapę na całego, puścił nieufnie - Trzymie się, a jednak nie - zrzedła mu mina gdy klapa powoli zaczęła się opuszczać. Podtrzymując klapę patrzy i kombinuje niczym owczarek niemiecki kręcący głową.
- Śrubek... nie ma, nakrętek.... yyyy też, to jak to ustrojstwo się trzyma?? może to tylko tak ciężej nasadzone?? - jak zaczął szarpać to mało całej klapy nie wyrwał, pokręcił głową na boki i przywalił dłonią w siłownik obok karoserii.
- Sssssssyyy.... ja pierdole bedzie sine... a co to za blaszka?? gdzie śrubokręt?? dobre pytanie gdzie śrubokręt w tym całym bajzlu?? o jest zaraz obok starego legowiska psa.
Pościągał wszystkie 4 blaszki (po 2 na każdy siłownik) ale ku swojemu zdziwieniu pod nimi nie było śrub ani nic, podtrzymując klapę szarpnął za lewy siłownik i z miną zaskoczonego dziecka siłownik zeskoczył.
- A to tak - dumny z siebie ściągnął siłownik z klapy, delikatnie niczym obchodząc się z jajkiem puścił klapę z siłownikiem w drugiej ręce.
- Trzymie się :)

sssssss dup

- Ja pierdole!!!! Moja głowa!!! uuuuuu ale bedzie guz - oberwał aż pociemniało mu w oczach, teraz siedział na betonowej wylewce z wyciągniętymi nogami głaskając kluchę na potylicy wielkości śliwki.
Po dziesięciu minutach zebrał się do kupy i zabrał się do roboty. Dźwignął klapę i trzymając teraz cały czas klapę ściągnął drugi siłownik. Rozgląda się i nie ma nigdzie tych nowych siłowników, no tak leżą na ziemi obok nogi, spojrzał bojaźliwie na klapę aż zapulsowało mu miejsce uderzenia, schylił się po nie z gracją starej baletnicy. Trzymając już siłowniki w prawej ręce a lewą podtrzymując klapę patrzy to na siłowniki to na zaczepy, na siłowniki, na zaczepy, kurde brakło trzeciej ręki ale bez obaw wystarczy użyć głowy, no tak opierając klapę na głowie można obiema rękami zakładać siłownik. Po 5 minutach gimnastyki głowy, szyi i języka, siłownik znalazł się na miejscu, teraz drugi, blaszki i klapa podnosi się niczym nowa.
- Mam na dziś dość - powiedział  zmarnowany idąc na górę.

piątek, 14 stycznia 2011

wielkie sorry :)

hej :)

mam ost małe problemy ze zdrowiem i spędzam więcej czasu w przychodniach i szpitalach niż można wytrzymać...

Ale zdobyłem parę części które chcę wymienić (oczywiście całkowicie legalnie :D ) wiec pojawią co najmniej 3 nowe opowieścio-porady może nawet wraz ze zdjęciami

Pozdrawiam gorąco i sam sobie życzę w końcu powrotu do zdrowia :) a wam bezawaryjnej jazdy